wtorek, 24 września 2013

tech

Na własną rękę – przeciw zacieraniu śladów zbrodni w KL Warschau


 Naród tracąc pamięć historyczną – ginie, a jednak coraz częściej spotkać się możemy z nieuzasadnionym likwidowaniem miejsc, pamiątek, fragmentów ważnych historycznie obiektów, związanych nieraz z martyrologią i będących śladami zbrodni wojennych.  Działania takie są zawsze naganne, a w szczególnych wypadkach przestępcze - zwłaszcza jeśli dotyczą obiektów związanych z aktualnie toczącym się śledztwem - jak to ma miejsce w przypadku Obozu Zagłady KL Warschau.  Szczególnie cyniczne było tu, wyburzenie  generatora gazów trujących na międzytorzu przy dworcu Warszawy Zachodniej, a następnie  zanegowanie funkcji tegoż generatora wraz z komorą gazową w tunelu pod torami dworca. Jest to element szerszej akcji poddawania w wątpliwość istnienia komór gazowych na terenie obozu KL Warschau, jak też lagrów przy Warszawie Zachodniej.
 
Zeznania świadków potwierdzają meldunki Armii Podziemnej

Sprawa musi budzić emocje, tym bardziej, że istnieją zeznania świadków, dokumenty, zdjęcia, ekspertyzy, protokóły oględzin miejsc tych strasznych zbrodni, niezwykle sugestywne, które dają wyobrażenie o rozmiarach zaistniałej tragedii i chyba każdego mogłyby przekonać. Jednak okazuje się, że jest inaczej.

Podobnie meldunki wywiadu Dowództwa Narodowych Sił Zbrojnych alarmowały o urządzeniu przez Niemców w więzieniu przy ul. Gęsiej komory gazowej i masowych mordach tam dokonywanych. Raport z oględzin "Gęsiówki" z maja 1946 roku przedstawia kompletny obraz obozu zagłady z komorami gazowymi, stosami puszek po cyklonie, krematoriami o ogromnej – przekraczającej potrzeby „Gęsiówki” – pojemności, oraz masami szczątków i prochów ludzkich. Są też zeznania świadków zbrodni dokonywanych w tunelu przy ul. Bema, gdzie Niemcy zorganizowali największą i kompleksowo wyposażoną komorę gazową, która miała wielki udział w dziele likwidacji mieszkańców Warszawy i tym samym w zniszczeniu stolicy Polski.

Warto przytoczyć fragment zeznań świadka Stanisława W., wywiadowcy AK: "Po wybuchu Powstania Warszawskiego dostałem rozkaz od Dowódcy Zgrupowania «Radosław» udania się w rejon Dworca Zachodniego i rozeznania sytuacji dyslokacji wojsk niemieckich

[...]. Ulokowałem się w jednym z takich opuszczonych domów naprzeciwko wylotu tunelu pod liniami Dworca Zachodniego PKP, w odległości około 500 -700 m od tego tunelu i przez lornetkę obserwowałem ruch, jaki był przy tunelu. Było to dokładnie 3 sierpnia rano około godz. 8-9. Przez godzinę czasu mojej obserwacji widziałem, jak SS-mani doprowadzili grupy ludności cywilnej Warszawy [od kilkunastu do kilkudziesięciu osób każda grupa] i dokonywali selekcji, oddzielając kobiety i dzieci od mężczyzn. Po czym kobiety i dzieci pod konwojem niemieckim były odprowadzane w kierunku Dworca PKP Warszawa-Zachodnia [...]. Natomiast mężczyzn wpędzano do tunelu, który od strony Woli był odkopany. [...] z tytułu pełnionej służby w wywiadzie wiadomo mi, że w okresie od 2 do 8 sierpnia 1944 Niemcy wymordowali w tunelu około 4 tys. mężczyzn. Potwierdził to mój podwładny Stanisław Mikulski w dniu 8 sierpnia 1944 w meldunku złożonym dla Komendy Głównej AK. On był wyselekcjonowany do grupy mężczyzn przy tunelu, z której zbiegł, po czym schował się i dalej obserwował, co się w tunelu działo". 

Eksperci inaczej

Jest też wiele innych świadectw w tej sprawie. Niemniej okazuje się, że te zdawałoby się, niepodważalne dowody i przesłanki nie przekonały niektórych badaczy tematu, nie dotarły do pana Kopki, który szereg dokumentów i faktów, zebranych przez sędzię Marię Trzcińską w toku wieloletniego śledztwa, pominął w swojej publikacji dotyczącej KL Warschau. Nie przekonały pana Władysława Bartoszewskiego, znawcy okupacyjnej przeszłości, który ponadto z całym swoim autorytetem stanął po stronie tych, co podważają prawdę o warszawskim obozie zagłady i komorach gazowych. Stał się on wręcz niepisanym przywódcą obozu przeciwników pamięci o KL Warschau. Symptomatyczne są jego słowa wypowiedziane przed prokuratorami IPN w sprawie komór gazowych w obozie przy ul. Gęsiej w Warszawie. Na pytanie czy słyszał o znalezionych tam po wojnie puszkach po cyklonie B stwierdził, że „nie musiały być tam składowane nieprzerwanie od okupacji niemieckiej. Równie dobrze mogły być tam składowane przywiezione skądinąd.” W ślad za tym stwierdzeniem można zapytać, na jakich dowodach i dokumentach opiera swoją wypowiedź, kto miałby te puszki zwozić do ruin warszawskiego Getta i po co? Tutaj były komory gazowe i krematoria. Tu wszystkie studzienki kanalizacyjne były wypełnione ludzkimi prochami, więc nic dziwnego, że również tutaj, w miejscu dramatu, znaleziono narzędzie zbrodni, śmiercionośny gaz oraz ślady jego składowania i użycia.

Dzisiaj trwa zacieranie śladów KL Warschau. W miejscu dawnego więzienia przy ul. Gęsiej (integralnej części KL Warschau), zamienionego w obóz NKWD-UB, rozebranego w 1956 roku, powstaje Muzeum Historii Żydów Polskich. Jakkolwiek można tworzyć skojarzenia między Żydami a masową zagładą, to jednak tematyka tego muzeum (tradycje, kultura żydowska, związki z Polską) nie ma nic wspólnego z obozem zagłady, który się w tym miejscu znajdował. Tu, gdzie jest wielki wykop pod fundamenty muzeum, powinno być raczej miejsce eksploracji archeologicznej i poszukiwania śladów tragicznej, wojennej historii. Tak bardzo UB i ówczesna władza bała się porównań z hitlerowcami, że postanowiła zniszczyć tę obozową budowlę i zatrzeć pamięć o niej i o tym, co się tu działo. Zostało tam tylko puste miejsce, trawnik. Dodajmy, że był to obiekt historyczny, monumentalny klasycystyczny gmach z XVIII wieku, Koszary Artylerii Koronnej, projektowane przez Stanisława Zawadzkiego, jeden z dosłownie kilku budynków ocalałych w morzu ruin Getta, fragment dziejów miasta. Na tym się sprawa nie kończy. Rzecz dotyczy także usuwania elementów budowli obozowych na warszawskim Kole.

Przestępcze praktyki

Jednym z największych zniszczeń, dokonanych w ostatnich latach, była likwidacja generatora gazów trujących (GGT), w tunelu przy Dworcu Zachodnim w Warszawie. Jest to tym bardziej bolesne, że zgodę na tę operację wydała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, od której oczekiwalibyśmy zupełnie innego podejścia do sprawy. Można przypuszczać, że wpływ na tę decyzję miała postawa Władysława Bartoszewskiego, którego podejście do warszawskich komór gazowych jest znane. Ale pojawiły się też inne zdania. Zgłosili się, a nawet złożyli zeznania i zawiadomienia w tej sprawie architekci, twierdzący, że w latach 70-tych zaprojektowali budynek generatora. Zapewniają oni, iż jest to wentylacja tunelu. Twierdzenia, co najmniej zastanawiające, szczególnie w kontekście ekspertyzy biegłych z 1989 roku, w której potwierdza się, że jest to obiekt z czasów okupacji niemieckiej. Biegli wskazują, że został on umieszczony w projekcie rozbudowy tuneli już jako istniejąca budowla. Z niewiadomych przyczyn nawet tę opinię biegłych się podważa.

Stanowisko oponentów wobec faktu istnienia i autentyczności komór gazowych spowodowało, że pozwolono na rzecz niebywałą, rozbiórkę obiektu masowej zagłady z czasów ostatniej wojny. Dzisiaj, parę lat po tej rozbiórce, można usłyszeć nie tylko, że komory gazowej w tunelu nie było, że to była zwykła wentylacja, ale nawet, iż ten obiekt w ogóle nie istniał. Taki wpływ na świadomość ludzką może mieć tylko zmasowana nagonka propagandowa. Zastanawiające, że istnieją wątpliwości w tej sprawie. Przecież prokuratorzy prowadzący śledztwo, mają możliwość odwołania się do wszelkich instytucji w celu dochodzenia prawdy. Nie chodzi tu nawet o jakieś szczególne dowody. Są przecież zdjęcia lotnicze z różnych okresów. Przedsiębiorstwa geodezyjne dysponują mapami tego terenu, na których wszystko jest uwidocznione. Główne magistrale kolejowe są obiektami strategicznymi i na pewno były w orbicie zainteresowań wojska. Może tam udałoby się pozyskać inwentaryzacje geodezyjne z lat 50-tych, 60-tych, dzięki czemu będzie można raz wreszcie zakończyć dyskusję nad tym, czy generator był, czy też go nie było przed przebudową tuneli w latach 70-tych? Mijają lata dochodzenia i jak dotąd żadne kluczowe rozstrzygnięcia w sprawie generatora nie pojawiły się.
 
Na włsną rękę

Przecież coś byśmy o tym wiedzieli. Spróbujmy zatem rozwiązać tę kwestię na własną rękę. Posłużmy się w tym względzie istotnym dokumentem, jakim jest zdjęcie lotnicze z 1945 roku, wykonane w celu zobrazowania wojennych zniszczeń stolicy. Należy zwrócić uwagę, że jest to zdjęcie już od kilku lat powszechnie dostępne na stronie internetowej Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy http://www.mapa.um.warszawa.pl/. Dworzec Zachodni i omawiany tunel są tutaj dość dobrze ujęte. Widzimy, że obszar w pobliżu tunelu jest w sposób istotny zmieniony i zasadniczo różni się od pozostałego terenu, na którym znajdują się torowiska. Jest jaśniejszy, pokryty kilkoma usypiskami i wyraźnie pofałdowany. W swoim czasie dokonujący odczytu zdjęć lotniczych tego terenu wykazali nasypisko w miejscu generatora i stwierdzili, że obiektu nie widać, co jednak wcale nie znaczy, że go tam nie ma.

Zastanówmy się przez moment, jak wspomniane nasypisko mogło się tu pojawić, na środku głównej magistrali kolejowej? Czy jego stworzenie nie wygląda na próbę zamaskowania tego miejsca? Byłaby to próba dość nieudolna, jednak mogła być podjęta przez Niemców. Z różnych źródeł wiadomo, że kwestia masowej zagłady stanowiła w Niemczech ścisłą tajemnicę. Stosowano też zasadę zacierania śladów zbrodni. Świadczą o tym palone baraki obozowe, wysadzane w powietrze krematoria, tak jak to czyniono w Oświęcimiu czy chociażby na terenie obozu przy Gęsiej w Warszawie. Po zagładzie miał nie pozostać żaden ślad. Działając w zgodzie z tą praktyką, Niemcy powinni wysadzić generator w powietrze, tak jak uczyniono z innymi, podobnymi budowlami. Jednak usytuowanie obiektu w miejscu newralgicznym dla komunikacji, na środku ważnej linii kolejowej, nad tunelem, wykluczało taką możliwość. Jego zniszczenie stanowiło groźbę zamknięcia drogi ewakuacji ludzi i sprzętu przed zbliżającym się frontem. Pozostawienie generatora, nawet tylko prowizorycznie ukrytego, było dla nich mniejszą szkodą, więc świadectwo masowych zbrodni zachowało się.
 
Powróćmy jednak do wspomnianego wcześniej zdjęcia. Interesujące nas budowle, umieszczone na międzytorzu, to dwie okrągłe banie gazotwórcze i prostokątny budynek mieszczący dwa szyby, wloty powietrza. W około jednej trzeciej długości tunelu widzimy usypisko o specyficznym kształcie, z dość ostro i równo zarysowaną stroną zachodnią. Dla wprawnego obserwatora będzie dostrzegalna również jaskrawo oświetlona krawędź południowa. Widać jeszcze dwa małe pagórki, ustawione wyraźnie w jednej linii, równoległej do zachodniej krawędzi usypiska. Czy może to być zasypany budynek szybów? Wątpliwości może tu rozwiać porównanie z podkładem geodezyjnym, czyli dokładnym odwzorowaniem tego terenu w określonej skali. Kiedy nałożymy na zdjęcie lotnicze fragment inwentaryzacji geodezyjnej okazuje się, iż oznaczony jako prostokąt budynek szybów dokładnie pokrywa się z krawędziami usypiska. Mamy tu więc do czynienia z budowlami zasypanymi, co prawda, warstwą żwiru, lecz nie na tyle dużą, aby zasłonić wszystko. Usypisko odwzorowuje swoją formą kształt budynku szybów. Czytelne jest umiejscowienie krawędzi budynku, jak też długości jego boków. Widoczne jest także charakterystyczne usytuowane budowli na międzytorzu. Nie są one ustawione równolegle do tunelu, różnica wynosi około 7° i to odchylenie jest również widoczne. Wspomniane dwa małe pagórki, to niewątpliwie wyloty szybów, które musiały być zabezpieczone przed wpływem warunków atmosferycznych. Te właśnie elementy chroniące są tutaj uwydatnione. A jak przedstawia się sprawa bani gazotwórczych? One nie są odwzorowane aż tak dobrze jak budynek szybów. Jednak i tutaj, gdy skorzystamy z pomocy podkładu geodezyjnego i uważnie popatrzymy, znajdziemy wokół bani północnej szereg zagłębień, które układają się w półkole przy jej krawędzi, odwzorowując jej kształt i rozmiary. Podobnie w przypadku bani południowej. W pewnym fragmencie dość wyraźne zagłębienie terenu pokrywa się z krawędzią widoczną na podkładzie. Zatem banie również były w tym miejscu, gdy robiono zdjęcie. Widać rozpoznawalne cechy budowli i dotyczy to każdego z elementów GGT w jakimś fragmencie. Czy może to być przypadek? Gdyby chodziło o jakiś jeden element można by było wątpić, ale tych elementów jest kilka, więc wątpliwości nie ma. Elementy generatora były w tym miejscu w 1945 roku, kiedy robiono to zdjęcie.

Jakie mogą być konsekwencje tego faktu? Przeciwnicy komory gazowej w tunelu już nie raz przekonywali opinię publiczną, że komory nie było, a generator nie był generatorem tylko inną, współczesną budowlą. Jednak jest inaczej. Jak powyższe fakty mają się do książki Bogusława Kopki, który z dokumentów śledztwa sędzi Marii Trzcińskiej usunął całkowicie kwestię komory gazowej w tunelu? A co do powiedzenia mają w tej sprawie twórcy rzekomych projektów generatora z lat 70-tych zeszłego wieku. Jak rozumieć ich wypowiedzi? Trzeba na koniec zadać pytanie, jak widzą problem członkowie Rady OPWiM, którzy pozwolili na rozbiórkę obiektu masowej zagłady, co jest zdarzeniem bez precedensu. Należy rozumieć, że instytucje mające dostęp do wszelkich materiałów badawczych, prokuratorzy, historycy, nie znaleźli czasu by zainteresować się chociażby tym zdjęciem i sprawdzić, czy coś tam może jednak jest? A przecież ich możliwości dostępu do dokumentów są bardzo duże i jak widać nie zostały wykorzystane.

 *     *      *

Omawiana fotografia zawiera jeszcze inne ważne szczegóły, między innymi widać na niej zasypany południowy wylot tunelu od strony Ochoty. Widzimy tam pryzmę ziemi o nieregularnym kształcie. Rzuca ona wyraźny cień w kierunku ostro zarysowanej ściany czołowej tunelu, co dowodzi, iż znajduje się ona przed tunelem, całkowicie zamykając wjazd do niego. Inaczej rzecz przedstawia się od strony północnej, gdzie wejście jest otwarte. Tunel uwidoczniony w tym stanie jest dokładną ilustracją przytoczonego wcześniej zeznania Stanisława W., wywiadowcy zgrupowania "Radosław" i jego dodatkowym potwierdzeniem. Ustalenia dotyczące zasypania tunelu przez Niemców jeszcze niedawno podważano w prasie.

 
Tekst nadesłany.

wtorek, 23 lipca 2013

Żywioł ukraiński jak polski

W 70 rocznicę ludobójstwa upowskiego na Polakach, prawy.pl gościł w swojej telewizji prof. Jana Żaryna.  W czasie rozmowy profesor dopuścił się  manipulacji i kłamstwa – stwierdzając,  że żywioł ukraiński podobnie jak polski był osłabiony pierwszymi latami okupacyjnymi, ponieważ „Ukraińcy także przeciwstawiali się zarówno Sowietom jak i Niemcom”.

Prezentowany tu pogląd przez profesora, jest zbieżny z powojenną propagandą OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów), że OUN walczyła przeciwko Niemcom.

Z Niemcami na Polskę i nóż w plecy

Prawda jest taka, że OUN należał do międzynarodówki faszystowskiej jeszcze przed wojną o czym świadczy chociażby dokument-protokół z 1938r. z posiedzenia partii faszystowskich, na którym była rozpatrywana skarga UPA jako członka jednej z tych partii na rząd Polski w sprawie związanej z dążeniem do rewizji Traktatu Wersalskiego. 

W ramach przygotowań Niemców do wojny, OUN jako sojusznik otrzymał zadanie wzniecenia walk na tyłach armii polskiej, które później zostało jednak odwołane przez Niemcy jako zbyteczne, wskutek zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow.  Pomimo to, zostało częściowo wykonane i zaowocowało setkami zabitych Polaków w napadach bojówek OUN na wycofujące się w stronę Rumunii Wojsko Polskie. Był to pierwszy przysłowiowy nóż w polskie plecy w czasie II Wojny Światowej.  Lecz na tym nie koniec.

Nikt nie chce pamiętać, że podczas agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. bezpośredni udział brał w niej „Legion Ukraińskich Nacjonalistów” pod dowództwem Romana Suszki włączony w skład Wehrmachtu.  A więc OUN była współsprawcą wybuchu wojny, walcząc po stronie agresora!

OUN w wyniku personalnych ambicji, podzielona była na dwie frakcje. OUN Melnyka i OUN Bandery.  OUN Melnyka w żadnym okresie II Wojny Światowej nie zerwała współpracy z Niemcami, natomiast OUN Bandery miała tylko jeden zgrzyt - kiedy Niemcy zwróciły się do niej o odwołanie samowolnej proklamacji państwa ukraińskiego, co skutkowało na krótko odwołaniem z frontu batalionów Nachtigall i Roland.  Nie oznaczało to jednak zerwania stosunków z Niemcami.  OUN Bandery zgodził się na przekształcenie tych batalionów w 201 policyjny batalion Schutzmannschaften, którego dowódzcą został Roman Szuchewycz – dotychczasowy dowódca Nachtigall.

Kraków kolebką ukraińskich nacjonalistów

W czasie aneksji Wołynia przez Sowiety, 20 tys. działaczy OUN przeniosło się do Generalnej Guberni do Krakowa, gdzie powstał w kwietniu 40 r. Ukraiński Centralny Komitet (UCK) finansowany z kasy Abwehry!  (Abwehra była wywiadowczą, dywersyjną sabotażową centralą Wehrmachtu). 

Wszelkie sprawy UCK były uzgadniane przez Romana Suszkę z T. Oberlanderem z Abwehry, która zajmowała się niszczeniem polskiego ruchu podziemnego przy pomocy stworzonych do tego przy UCK – Ukraińskich Dopomogowych Komitetów (UDK).

Kraków był wówczas siedzibą obu frakcji – OUN Melnyka i OUN Bandery, a nacjonaliści ukraińscy byli w doskonałej sytuacji finansowej, biorąc we władanie pożydowskie mienie, prowadząc sklepy i ośrodki polityczne za przyzwoleniem niemieckiego okupanta.

Ludność ukraińska była w Generalnej Guberni w stosunku do ludności polskiej uprzywilejowana.  UCK prowadził politykę ukrainizacji na terenach Podlasia, Chełmszczyzny, Nadsania i Łemkowszczyzny.  Wiele polskich szkół zamieniono na ukraińskie a kościoły w cerkwie - jak np. katedrę w Chełmie.  W Krakowie powstało liceum ukraińskie, którego absolwentem był np. Bohdan Osadczuk, wysłany później za zasługi dla Niemiec w działalności w UDK jako stypendysta na studia do Berlina.  Takie stypendium otrzymał od Niemców również skarbnik UCK Omelan Tarnawśkij.  Niemcy  odwdzięczali się za takie zasługi jak osłabienie polskiego ruchu oporu, czy pomoc w eksterminacji ludności polskiej np. „Dzieci Zamojszczyzny”!

UCK zwracał się do Hansa Franka z propozycją przesiedleń Polaków z terenów zainteresowań ukraińskich, jednak sprawa została odłożona przez gubernatora do zakończenia wojny, a więc akcja „Wisła” - którą potępia prof. Żaryn – była planowana przez OUN dla Polaków o wiele wcześniej tylko nie wyszła - bo Niemcy wraz z OUN przegrały wojnę. Zaplanowana była pomimo że Polacy nie byli ludobójcami swoich ukraińskich sąsiadów.

Odnośnie zaś polskiej akcji przesiedlenczej „Wisła”, to była ona nie do uniknięcia, bo tylko pozbawienie upowców zaplecza w postaci ludności ukraińskiej, demobilizowało UPA.  I nie chodziło tu o to, że owa ludność rwała się do walki, bo tej ludności nikt się o to nie pytał, bowiem metodą rekrutacji do tej „wyzwoleńczej” armi był terror.

Gorzka prawda

Służba Bezpeki, powstała jeszcze przed wojną, była prawem i sądem UPA Bandery. Zorganizowana była na wzór hitlerowski i prawie wszyscy jej dowódcy byli kursantami policyjnej szkoły hitlerowskiej w Zakopanym.

 Członkami Bezpeki byli natomiast często 16 letni chłopcy.  Istnieją makabryczne dokumenty, opisujące metoty ich działania – np. jak przesłuchanemu spalili nogi w ognisku do kolan, a on się nie przyznał...

W samym rówieńskim obwodzie liczba zamordowanych przez SB cywilnych Ukraińców wynosi ponad 9 tys. Wiktor Poliszczuk opublikował wykaz ponad 5 tys. tych ofiar. Geografia mordów pozwoliła mu oszacować, że Służba Bezbeki w latach 41 - 50 wymordowała w sposób bestialski 80 tys. cywilnej ludności ukraińskiej.  A więc na 3 statystycznych Polaków, banderowcy mordowali 2 swoich własnych rodaków.

I w tym miejscu Ukrainiec Wiktor Poliszczuk doszedł do odkrycia gorzkiej prawdy, że OUN – UPA nie był wyzwoleńczy dla narodu ukraińskiego lecz zbrodniczy.  Nie można zatem gloryfikować go, lecz trzeba potępić, poprzez odsłonięcie całej prawdy o nim jako o ruchu nie narodowym, lecz faszystowskim.

Profesor miał połowę racji

Profesor Jan Żaryn wyraził pogląd, że Ukraińcy przeciwstawiali się zarówno Sowietom jak i Niemcom. Tu trzeba profesorowi oddać cześć, że pomylił się tylko częściowo - co świetnie widać  przy agresji Niemiec na ZSRR, gdzie w przypadku zdobywania Lwowa, widzimy dwa bataliony OUN Bandery podległe niemieckiej Abwehrze (Nachtigall i Rolland) u boku niemieckiego Wehrmachtu.

Nachtigall zamieszany jest w aresztowania i najprawdopodobniej w  egzekucje polskich profesorów we Lwowie.  A już ponad wątpliwość jest fakt, że OUN układał listy polskich intelektualistów przeznaczonych do likwidacji.

W pierwszych dniach okupacji niemieckiej Lwowa, OUN Bandery pomógł Niemcom w pogromie Żydów lwowskich.  Trochę później urządzono dni Petlury w terenie.

OUN Melnyka też wyruszył z pomocą dla Niemców z „Bukowińskim Kureniem”, który w Kijowie został przekształcony w oddział policyjny Schutzmannschaften.  Jest on podejrzany o mordowanie Żydów w Babim Jarze.

**   **   **

Można by tu jeszcze pisać o masakrze policji ukraińskiej do spółki z Niemcami we wsi białoruskiej Chatyń, wiernopoddańczych listach OUN do Hitlera, czy zabiegach OUN Melnyka już od 1941 r. w sprawie utworzenia przyszłych SS Galizien – realizację których Niemcy przeciągnęli aż do 1943 r., czy w końcu o plutonach egzekucyjnych wykorzystywanych przez Niemcy w KL Warschau, ale myślę, że tych przykładów tutaj wystarczy na pogląd historyczny, gorzej z  moralnym.  Stanięcie po stronie oprawców to  współudział w zbrodni – podobnie jak fałszowanie historii - bowiem zbrodnia nieosądzona, nienapiętnowana, ciąży zawsze z powrotem ku zbrodni!

Wojciech Kozłowski - na podstawie „Gorzkiej prawdy” Wiktora Poliszczuka

Obserwatorzy