środa, 22 kwietnia 2009

Drodzy i szanowni Państwo

W związku ze zbliżającą się Sesją Rady Miasta Stołecznego Warszawy, doszło do nasilenia się dezinformacji odnośnie Niemieckiego Obozu Zagłady KL Warschau i spraw związanych z pomnikiem. Doszło także do dezawuowania sędzi niezłomnej - czcigodnej Marii Trzcińskiej jako odkrywczyni obozu.

Przewodnią, kłamliwą rolę prowadzi tu Gazeta wyborcza Na przykład
Nie do wiary, że można zmyślać rzeczy typu, że na Sympozjum o KL Warschau przegłosowano kwestię lubojczą obozu, czy chociażby wiązać ponad podziałami i ponad partyjną postawę sędzi z jakokolwiek partią polityczną.

Dla Polonii Kanadyjskiej

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Ustalenia finalne (1)



    SYNTEZA KL WARSCHAU – NIEMIECKI OBOZ ZAGŁADY DLA POLAKOW

    USTALENIA PRZYJĘTE NA SYMPOZJUM PRZEPROWADZONYM PRZEZ UNIWERSYTET KAED. STEFANA WYSZYŃSKIEGO I INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ, 15 MAJA 2009 ROKU


  1. Charakter obozu: Vernichtungslager – Obóz zagłady


  2. Okres działania: X 1942 – VIII 1944 (2 lata)


  3. Powierzchnia: około 120 ha


  4. Teren działania: Warszawa Koło, Warszawa Zachodnia oraz teren zlikwidowanego getta


  5. Obiekty obozowe: 5 lagrów, 111 baraków


  6. Urządzenia masowej zagłady: komory gazowe w tunelu w Warszawie Zachodniej oraz krematoria w lagrze przy ul. Gęsiej


  7. Straty: około 200 000 Polaków, głównie mieszkanców Warszawy z łapanek, po około 400 na dobę oraz kilka tysięcy więźniów innych narodowości, w tym Żydów.


  8. Granice kompleksu obozowego:

    a) lagier Koło rozlokowany był w 3 miejscach:

    - w Forcie Bema
    – przy ul Kozielskiej
    – oraz w miejscowym lasku

    b) lagry w Warszawie Zachodniej

    - jeden lagier przy ul. Skalmierzyckiej
    - drugi lagier pomiędzy ulicami Mszczonowską i Bema, Armatnią i Prądzyńskiego, przy której na skwerze Alojzego Pawełka władze miasta wyznaczyły lokalizację pomnika


    c) lagry na terenie zlikwidowanego getta:


    - jeden lagier przy ul. Bonifraterskiej,
    - drugi lagier pomiędzy ulicami: Zamenhofa – Wołyńską – Glinianą – Okopową, wzdłuż ul. Gęsiej


  9. Wszystkie lagry połączone były między sobą wewnętrzną obozową bocznicą kolejową, tworząc zwarty kompleks organizacyjny i funkcjonalny obozu zagłady dla celów ekstreminacji stolicy Polski, która wg niemieckich planów miała na zawsze zniknąć z mapy Europy.

Maria Trzcińska

(1) Szczegółowe źródła do tego tematu znajdują się w książce M. Trzcińskiej pt. „KL Warschau – obóz zagłady dla Polaków”, Polwen, Radom 2007.

niedziela, 12 kwietnia 2009

Alleluja

Władza Archidiecezjalna podjęła decyzję o inkorporowaniu w mury świątyni św. Stanisława Biskupa Męczennika przy ul. Bema 73 tablicy poświęconej Męczennikom KL Warschau.

piątek, 10 kwietnia 2009

Tryptyk "banderowski"

Zapisane tu artykuły publikowane były w tygodniku „Polskie Jutro"

Artykuł I: V KOLUMNA IPNu

Z okazji sześćdziesiątej rocznicy przesiedlenia ludności ukraińskiej z południowo-wschodniej Polski, TV Polonia wyemitowała cykliczny program: “Z archiwum IPN”. Tym razem tematem była “Akcja Wisła”, a wzięli w nim udział historycy: Sławomir Poleszak, Rafał Wnuk, Mariusz Zajączkowski i Grzegorz Motyka. Wszyscy z lubelskiego oddziału IPN.

W krzywym zwierciadle

Jako pretekst do podjęcia akcji przesiedleńczej - wskazano w programie zabicie gen. “Waltera” Karola Świerczewskiego przez UPA, wykluczając jednocześnie panujący pogląd - jakoby generał zginął od kuli pochodzącej od żołnierzy własnych. Odnośnie samych przyczyn - dla których przeprowadzono akcję “Wisła” – historycy kategorycznie stwierdzili, że komunistycznym decydentom wcale nie chodziło o położenie kresu zbrodniczej działalności OUN-UPA, lecz wyłącznie o spacyfikowanie i spolonizowanie ukraińskiej ludności. Sprowadzono zatem akcję do etnicznej – naruszającej podstawowe ludzkie prawa. Dopasowanie historycznych zdarzeń do politycznych zamierzeń osiągnięto tu starą bolszewicką metodą – dopuszczania do głosu jednomyślnych w temacie trybunów. A ponieważ do srebrnego ekranu docierają same zapotrzebowane usta - votum separatum można się nie spodziewać i pogląd stanie się oficjalnym IPNowskim i “polskim”.

W świetle “ekspertów” z IPN - wyjątkowo okrutne ludobójstwo OUN-UPA - zostało magicznie zmienione w “krwawy konflikt polsko-ukraiński”, a faszystowski ruch wyróżniający się niepojętym wprost okrucieństwem - przybrał znamiona walki narodowo-wyzwoleńczej. Okrucieństwem - napiętnowana została natomiast - wyłacznie akcja “Wisła”. Przywołano w tym celu - poruszające wspomnienie wyłudzenia wódki, bicia, podpalania i scen dantejskich z płonącymi ludźmi i bydłem i koncentracyjną gehenną w finale. W Jaworznie - zdaniem prelegentów - znaleźli się ludzie nie tyle powiązani z OUN-UPA, co ukraińska inteligencja. Oto obraz przekazany w polskiej telewizji za pośrednictwem polskiego IPN dla Polaków w kraju i “polonusów” na świecie.

Z Motyką do historii polskiej

Szacując ofiary działalności OUN-UPA, Motyka “zapomniał” zupełnie o pomordowanych wśród ludności ukraińskiej. Tymczasem wg badacza ukraińskiego pochodzenia z Toronto - Wiktora Poliszczuka, na 120 tysięcy ofiar polskich - przypada conajmniej 80 tysięcy ofiar wśród ludności ukraińskiej – wymordowanej przez “Służbę Bezpeki” OUN Bandery. A więc na trzech statystycznych Polaków ukraińscy faszyści mordowali dwóch swoich rodaków! Owe liczby są wstrząsające i przeczą kategorycznie narodowo-wyzwoleńczym mitom, kreowanym przez pogrobowców Bandery. W szczególności jeśli się weźmie pod uwagę niechęć wołyńskiego chłopstwa do ruchu prowadzącego mobilizację wśród nich - przy pomocy brutalnego terroru i zaopatrującego się u nich na zasadzie bezwzględnej rekwizycji.

W świetle owych liczb upada teza konfliktu polsko-ukraińskiego, skoro OUN-UPA ludobójcze było dla obu narodów. Ukraińcy ginęli czy to w obronie Polaków - często związanych rodzinnymi więzami – czy też na skutek odmowy uczestnictwa w zbrodni ludobójstwa. Jeszcze bardziej kłamliwą jest teza zbrojnego konfliktu polsko-ukraińskiego, bowiem Polacy nie byli w stosunku do Ukraińców w stanie walki, lecz w stanie obrony. Przypadki podejmowanej samoobrony są przy tym nieliczne, a ofiary z tego tytułu po stronie ukraińskich faszystów nieznaczne.

Fałsz polsko-ukraińskiego pojednania

Szczególnie irytującą w programie prowadzonym pod szyldem IPN była manipulacja faktami - polegająca na przerzuceniu wszystkich ujemnych odczuć ze strony ukraińskich faszystów na stronę polską. Odbiorca dostał w ten sposób wypaczony obraz niewinnie wypędzonej ludności ukraińskiej - poddanej nieludzkiej przemocy. Tymczasem temat zbrodni OUN-UPowskich nie mieści się już dzisiaj nawet w politycznej poprawności. Ludobójstwo dokonane w XX wieku z okrucieństwem wczesno-turańskim - zwane jest pobłażliwie “nacjonalizmem ukraińskim” w odróżnieniu od współczesnych na przykład prądów polityczno-narodowych - piętnowanych zwykle jako faszystowskie.

Największą jednak farsą jest tzw. “pojednanie polsko-ukraińskie” w którym uczestniczy - wciągnięty przez prezydenta Juszczenkę rząd Polski. W istocie owo “pojednanie” nie może być pojednaniem polsko-ukraińskim, ponieważ, musiałoby być pojednaniem polsko-banderowskim - niemożliwym do zaakceptowania przez Polaków jak też i większości Ukraińców. Owo “pojednanie” ma na celu oczyszczenie OUN-UPA z piętna ludobójstwa i uznanie jej za formację narodowowyzwoleńczą narodu ukraińskiego. Specjalne w tym zasługi ma żona Juszczenki - wychowana w banderowskich organizacjach młodzieżowych, oraz podobni jej członkowie rządu.

W takiej sytuacji przybywa upowskich pomników - i to nie tylko na Ukrainie, lecz również i w Polsce - a zaprojektowany monument ofiar ludobójstwa OUN-UPA w Warszawie (w tym również i ofiar żydowskich) jest pod różnymi pretekstami blokowany. Znamienne jest przy tym, że pod protestem budowy tego pomnika podpisany jest pracownik IPN i PAN - Grzegorz Motyka. Jak to się ma do respektowania prze tego urzędnika ustawy o polskim IPN - mówiącej, że żadna zbrodnia dokonana na narodzie polskim nie może być zapomniana – odgadnąć jest trudno. Z kolei dlaczego nie mamy wsparcia w budowie owego pomnika od Żydów, skoro ofiary wołyńskie narodu żydowskiego nie powinny być gorsze od jedwabieńskich?

IPN – czy napewno odzyskane?

IPN był oskarżany niegdyś o nadmierne sprzyjanie mniejszościom narodowym przy zaniedbywaniu Polaków. Jak zarzut ten ma się do dzisiejszej rzeczywistości? Czy profesor Kurtyka, który rozbudził swoim przyjściem tak wielkie nadzieje – odzyskał IPN dla polskiego narodu? Czy pozostało tam po staremu jak w Ministerstwie Spraw Zagranicznych? Czy wyciągnięto dostateczne konsekwencje personalno-prawne w stosunku do pracowników paraliżujących pracę tego instytutu. Jak ma się śledztwo chociażby w sprawie wyprowadzenia z archiwum instytutu - dowodów zbrodni niemieckich, śledztwo w sprawie KL Warschau, Koniuchów i OUN-Upowskie? Jak postępują zasadnicze prace Instytutu nie licząc telewizyjnych filmików z aktorami typu Wnuk i Poleszak? I dlaczego w końcu, w telewizji polskiej piętnuje się akcję Wisła przy braku programów poświęconych zbrodniom banderowskim?

* * *

Ukraińskiego pochodzenia doktor Wiktor Poliszczuk w książce “Gorzka prawda, cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa” – na próżno się zmagał z antypolskimi działaniami fałszowania polskiej historii pod skrzydłem kieresowego IPN dla konkretnych politycznych celów. Demaskował odradzanie się szowinizmu ukraińskiego w Polsce i na Ukrainie. Rozważał konsekwencje. W “Polskim Jutrze”, jeszcze za czasów Kieresa, w artykule pt. “Instytut Prowokacji Narodowej” starałem się tę niezwykle cenną książkę prezentować.

Pan prezes Kurtyka – zaobsorbowany paroksyzmami wszelkiej maści lewactwa - myślę, że jeszcze książki Wiktora Poliszczuka nie czytał i stąd badaniami nad ludobójstwem polskiego narodu zajmują się ciągle osoby, które zbrodnie te chciałyby ukryć.

-------------------------------------------------------------------------------------

Artykuł II: BANDEROWCY Z IPN

Cykliczny program w TV Polonia „Z archiwum IPN” z dn. 27 stycznia 2008 r. pt. „Porozumienia” - nie był nieporozumieniem z racji zawartych w nim manipulacji, lecz zamierzoną polityczną prowokacją - cyklicznie powtarzaną przez „ekspertów” w temacie zbrodni banderowskich. Specjalistami od tego typu specjalnych poruczeń są bohaterowie wcześniejszych moich artykulów: Sławomir Poleszak, Rafał Wnuk i Mariusz Zajączkowski. Grzegorza Motyki tym razem nie było, ale było to małym pocieszeniem w świetle faktu, że jedni historycy z IPN mają do dyspozycji wspaniałe telewizyjne ekrany i docierają z obrazem za oceany, a inni tylko trzystu-nakładowe wydawnictwa do których „polonus” nie dotrze.

Banderowskie mżonki

Program dotyczył wspólnej akcji na Hrubieszów w dniach 27, 28 maja 1946 r., kiedy to (cytuję Poleszaka) „połączone oddzialy UPA i WIN opanowały miasto na całą noc rozbijając główne urzędy władzy ludowej.”
Przytoczony fragment pochodzi z pierwszego wypowiedzianego zdania w reportażu i już zawiera istotną nieścisłość. Otóż oddziały mimo, ze wykonały wspólną akcję – połączone nigdy nie były i nawet w tej wspólnej akcji wypełniały osobne zadania; i tak UPA zdobywało siedzibę NKWD a WIN – UB, MO i komitet.
A oto druga minuta programu. Pałeczka przejęta przez dr.Wnuka: „Porozumienia polsko-ukraińskie nie były mżonkami utopistów oderwanymi od trwałej rzeczywistości II Wojny Światowej – wręcz przeciwnie, dążyli do nich ludzie po obu stronach, którzy wiedzieli czym jest konflikt polsko-ukraiński, czym były mordy na Wołyniu, czym były walki i mordy na Lubelszczyźnie. Ale w nowej sytuacji, kiedy pojawił się wspólny wróg – Sowiety – ludzie ci potrafili oderwać się od tych bolesnych doświadczeń II Wojny Światowej i w imię ochrony ludności cywilnej przed wzajemnymi mordami, w imię nieosłabiania się wobec wspólnego wroga - postanowili współdziałać.”Tutaj pan Wnuk w zakłamywaniu historii bije rekordy absurdu. Porozumienia polsko-ukraińskie to właśnie mżonki. Pomijając już fakt, że nawet to jedno-jedyne porozumienie, ktore było przedmiotem telewizyjnego programu zawarte w Rudzie Różanieckiej przez kpt. Gołębiowskiego („Irka”, Ster”, „Korab”) - dotyczyło tylko małego regionu (Tomaszów, Hrubieszów, Zamość, Biłgoraj) i małego wycinka ąrmii Podziemnej (WIN) – to już mówienie o wzajemnych mordach ludności cywilnej przez pracownika IPN jest polityczną prowokacją. Niedorzecznością przy tym jest mówienie o konflikcie polsko-ukraińskim skoro OUN-UPA nie reprezentowało narodu ukraińskiego lecz jego wąską faszystowską grupę – terroryzującą również ukraiński naród (patrz banderowskie ofiary). Niedorzecznością jest również mówienie o porozumieniu polsko-ukraińskim zamiast lokalnym WIN – UPA.

Cudowne pomnożenie

Pomimo, że telewizyjny reportaż dotyczył jednego porozumienia o niewyjaśnionym do końca zakresie (o innym na Podlasiu zaledwie wspomniano) - to sam tytuł był w liczbie mnogiej „Porozumienia” i rzeczywiście przy pomocy tanich chwytów spreparowano wrażenie, że tych porozumień było wiele. Dokonano tego w ten sposób, że wątek jednego porozumiewania się - był podejmowany wielokrotnie przez różnych narratorów po kilka razy w sposób haotyczny – pooddzielany innymi wątkami i widz nie był w stanie tych wątków ze sobą połączyć.
Podobnie metodą współczesnych banderowców jest przyjmowanie pojedyńczych incydentalnych zdarzeń jako występującego powszechnie zjawiska. Tą samą metodą - incydentalnie występujące przypadki przekraczania zasad koniecznej samoobrony przez stronę polską – wykorzystywane są do zrównywania z ludobójstwem banderowskim. Paradoksalnie dzieje się tak przy pomocy „polskich” historyków z IPN, a metody te demaskuje wielokrotnie historyk ukraiński z Toronto. Mam tu na myśli dr. Poliszczuka.

Osobliwi partyzanci

A oto jak następny „polski” historyk z IPN Zajączkowski - przenosi okrutnie brutalny sposób prowadzenia rzezi przez upowskich faszystów na polskich partyzantów: „Wiosną 44 powiat Hrubieszów, Tomaszowski, Lubaczewski został ogarnięty polską-ukraińską wojną partyzancką. (...) W efekcie walk zniszczeniu uległo kilka wsi, tak polskich jak i ukraińskich. Zginęło kilka tysięcy osób głównie cywilów. Walki były prowadzone w bardzo brutalny sposób. Nie oszczędzano dzieci, kobiet, starców.”Zwróćmy uwagę, że prelegent wykreował tu „polską-ukraińską wojnę partyzancką”. Takiej wojny wcale nie było. Jest to zabieg wszak dzisiaj typowy dla banderowców - mający za zadanie oczyszczenie upowskich rezunów od faktycznych ludobójczych zbrodni.
Jedyne pokazane zdjęcia z masakry ludności cywilnej były nieprzypadkowo z Wierzchowin – dotyczyły bowem jednego z kilku incydentalnego mordu dokonanego przez polską partyzantkę. Fotografie posłużyły do iście przewrotnej konkluzji: „Oczywiście ze strony ukraińskiej również dochodziło do tego typu akcji.” No prosze i oni „również” ale czy na pewno były to tego typu akcje skoro wśród ofiar nie było dzieci i kobiet i nie były one porozbierane. Nie nosiły też śladów owych wymyślnych diabolicznych tortur jakie posiadały zwykle polskie ofiary banderowskich zbrodni.
Wielokrotnie narratorzy mówią w reportażu o „zaprzestaniu bratobójczych walk” wskutek porozumienia, tymczasem żadnych walk wzajemnych nie było – nie licząc tych nielicznych incydentalnych – tylko jednostronne wyżynanie bezbronnej ludności polskiej metodami iście turańskimi. Polacy ogarnięci żywiołem podwójnej okupacji z Niemcami i Sowietami nie mieli dostatecznej mocy do obrony a cóż dopiero do prowadzenia jeszcze dodatkowej wojny z Ukrainą.

Niemieckim nakazem

O prawdziwej niemieckiej inicjacji „porozumień” już nie sposób się było dowiedzieć w programie. Niemniej jeśli przeanalizować zepchniętą na dalszy plan informację, że porozumienie poprzedziło zrzucenie przez Niemców na spadochronie - zwolnionego w tym celu z obozu koncentracyjnego w Erenienburgu – płk. Juryja Łopatyńskiego Szejka z listami od Bandery i Łebeda do Szuchewycza – sprawa zaczyna być jasna.
Stanie się zupełnie zrozumiała, kiedy sięgniemy po książkę „Gorzka prawda” Wiktora Poliszczuka. Struktury OUN Bandery współdziałały z Niemcami z jedną tylko przerwą w 43 r. kiedy tworzyły UPA. Po przerwie: „Już w grudniu 1943 r. doszło do nieskoordynowanego współdziałania OUN Bandery z Wehrmachtem, a od pierwszych miesięcy 1944 r. do uzgodnionego z Berlinem współdziałania OUN-UPA z Niemcami - z Wehrmachtem oraz Policją Bezpieczeństwa i SD – skierowanego na zwalczanie sił radzieckich.” (121)

Gorzka prawda

Tak jak żadne polskie oddziały Armii Podziemnej nie splamiły się współdziałaniem z hitlerowskimi Niemcami, tak wspólna akcja na Hrubieszów nie jest chlubną kartą oręża polskiego. Wystarczy zważyć, że brały w niej udział bojówki SB-OUN Bandery „analogiczne do hitlerowskiej SS i Gestapo, SD i Sondengruppe łącznie a także do bolszewickiej CzeKa, GPU, NKWD, KGB (...) Prawie wszyscy dowódcy SB to byli kursanci hitlerowskiej szkoły policyjnej w Zakopanem z lat 1939-1940.”(103 Poliszczuk)„Służba Bezpeki w latach 1941-1950 w sposób bestialski wymordowała conajmniej 80 tys. cywilnej ludności ukraińskiej” (tamże)
Polskie ofiary ludobójstwa banderowskiego szacowane są przez Poliszczuka na 120 tys.. A więc owa armia „narodowowyzwoleńcza” - za jaką chcą uznać ją współcześni apologeci Bandery - na troje „przeciwników” mordowała dwóch swoich własnych rodaków. Czyżby wyzwalala od życia?

Rozbudzanie bestii

Na zbrodnie banderowskich faszystów warto też spojrzeć przez pryzmat Grossowych „bestsellerów” i zapytać; dlaczego to brutalne banderowskie mordy na Żydach nie znalazły swoich pisarzy? Dlaczego to ofiary żydowskich pogromów dokonanych przez OUN-Bandery we Lwowie i ofiary tzw. Dni Petlury w terenie – są gorsze od jedwabieńskich? Dlaczego tamtym umęczonym cieniom nie wznosi się pomników, nie odmawia kadisz? Dlaczego wybiela się autentyczny zbrodniczy faszyzm i wspiera współczesnych banderowców przy jednoczesnym piętnowaniu polskich ruchów patriotycznych jako nacjonalistyczne a narodowych jako faszystowskie?

** ** **

Polacy z Ukraińcami tak przed wojną jak i dzisiaj jako narody nie mają wzajemnych istotnych uprzedzeń lecz bardziej już cierń jednaki; nieukarania po dzień dzisiejszy wspólnych oprawców z OUN-UPA-SB-SKW. Tymczasem zbrodnia nienapiętnowana, nieosądzona i nieukarana ciąży swym bestialstwem spowrotem ku zbrodni.


OUN - Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów
UPA – Ukraińska Powstańcza Armia
SB – Służby „Bezpeky”
SKW – Samoobronne „Kuszczowe” Odziały

---------------------------------------------------------------------------

Artykuł III: NIE TYLKO ŻYDóW

Z okazji sześćdziesiątej czwartej rocznicy mordów ukraińskich na ludności polskiej na Wołyniu, TV Polonia wyemitowała 24.09.2007 cykliczny program: „Z archiwum IPN”. Tematem był „Wołyń w pożodze”, a wzięli w nim udział stali telewizyjni bywalcy: Sławomir Poleszak, Rafał Wnuk i Grzegorz Motyka. Wszyscy z lubelskiego oddziału IPN.

Co do samego programu uwag nie wnoszę, natomiast pragnę skoncentrować się na credo tego programu czyli podsumowaniu wygłoszonym przez pana doktora Rafała Wnuka. Jest ono na tyle zdumiewające, że przytaczam je w całości w formie wiernego zapisu. Natomiast komentarz, który w tym wypadku jest właściwie zbędny ograniczam do niezbędnego minimum. Co do samego cyklu „Z archiwum IPN” to pragnę podkreślić, że nie jest on emitowany na żywo. A oto słowa wypowiedziane przez pana doktora. Cytuję:

„W okresie wojny mieszkańcy Polski doświadczyli wielu kataklizmów. Szereg grup społecznych zos... (słowo niedokokończone) narodowościowych było eliminowanych. Miały miejsca wywózki do Związku Radzieckiego. Miały miejsca mordy Żydów. Miały miejsca masowe mordy na Polakach. A jednak rzezie na Ukrainie szczególnie bolą i wciąż rozpalają namiętności. Dlaczego? – myślę, że przede wszystkim dlatego, że to obywatele polscy mordowali obywateli polskich.”
Zdaniem pana doktora rzezie były na Ukrainie ale już mordowali się wzajemnie obywatele polscy. Żałosna parabola paranoicznej udręki. Tylko skąd doktorowe boleści? Skąd rozpalone namiętności? Skoro wszystko tak pomyślnie się wyjaśniło, że to my niejako sami...

Idąc tokiem obraźliwych uogólnień - analogicznym do doktorskiego rozumowania i przyjmując, że pan doktor jest obywatelem świata; czyż będziemy przez to uprawnieni imputować, że ludzie są kretynami?

Obserwatorzy